Nie lękajcie się! :)
Ok, w pełni rozumiem Twoje stanowisko. Nie jestem kompetentny rozstrzygnąć ich sporu. Mogę tylko powiedzieć, że w dziedzinie fizyki bardziej mnie przekonują całki konturowe Lewina niż wybuchające kondensatory Mehdiego, co nie przeszkadza mi oglądać obu. Zaspokajają inne potrzeby i dlatego znajdę miejsce dla obu. Osobiście jestem zdania, że napięcie elektryczne to ogólnym przypadku wyjątkowo słabo zdefiniowane pojęcie, co podnosi też Lewin, więc z konieczności jestem w jego obozie. Nie zamierzam jednak zaprzestać ciekawych rozmów z Tobą z tego powodu, że wolisz w pozycji "na inżyniera". ;-P
Ponadto, niezależnie od tego, kto ma rację, sam problem jest ciekawy i prowokujący do myślenia, a to jest wartość sama w sobie. Inny ciekawy problem od Lewina: masz nadprzewodzącą, zwartą cewkę i próbujesz do niej wsunąć magnes. Co się stanie?
Z tym się zgadzam. Ale pal sześć Lewina; to jest znacznie szerszy problem, wręcz cywilizacyjny. Nasz system edukacji jest skonstruowany tak, że za wszelką cenę masz odnieść sukces, a porażek się nie toleruje, wręcz je piętnuje. To się odbija na psychice: Tobie nie wolno się pomylić, bo to Cię ośmiesza. Sam się długo musiałem tego aktywnie oduczać, ale wolę życ w zgodzie z faktami. Jakieś 90% moich przedsięwzięć kończy się mniej lub bardziej spektakularną porażką, ale nie czuję się z tego powodu mniej wart. Trzeba z nich wyciągać wnioski, a pozostałe 10% w zupełności mi wystarcza, zarówno psychologicznie, jak i w portfelu. Jak ktoś ma 100% sukcesów, to znaczy, że lutuje rezystory do LEDów i za dużo się od niego nie dowiem.
A ja nie mówię, że nie jest, aż tak wysoko nie fruwam. :-)
To jeszcze ten:
BTW, przyspamowali mnie Newsletterem, więc rzuciłem okiem na pocztę. Pan Marian Gabrowski rozwalił system. :-)))
Pozdrawiam, Piotr