akopalipsa

sundayman pisze:

Otóż to! Jeśli nawet tak się stanie, to dość u nas przemyślnych forteli, by sprawić, aby nas wszystkich zakwaterowali w jednym baraku. A będzie to najweselszy barak w całym obozie. Tak więc trzymajmy się razem.

Jarek

Reply to
invalid unparseable
Loading thread data ...

- Panie generale - ich trzeba trzymać jak Hannibala Lectera ! Związanych i w maskach na twarzy !

- Próbowaliśmy. Niestety, jeden w nocy zrobił napalm, drugi wystrugał z krzesełka drona i razem z trzecim wysłali to wszystko nad barak strażników... Masakra.

Reply to
sundayman

sundayman napisał:

-- Po pierwsze, wagon aresztancki winien posiadać kraty ochronne. To jest takie jasne jak słońce i wagon nasz kraty przepisane posiada. Siedzimy za doskonałymi kratami. Co do tego, wszystko jest w porządku; po drugie, w uzupełnieniu C.K. rozporządzenia z dnia dwudziestego pierwszego listopada roku tysiąc osiemset siedemdziesiątego dziewiątego, każdy wagon aresztancki powinien posiadać wychodek. Jeśli takowego nie ma, to w wagonie znajdować się winno naczynie przykrywane do wykonywania małej i dużej potrzeby aresztantów oraz straży im towarzyszącej. Tutaj właściwie nie może być mowy o wagonie aresztanckim, bo nie ma owego wychodka; znajdujemy się w zwykłym przepierzonym wagonie, oddzieleni od reszty świata. Nie ma tu także owego naczynia krytego, które by...

-- Możesz pan robić oknem -- rzekł zrozpaczony kapral.

-- Pan kapral zapomina -- rzekł Szwejk -- że żadnemu aresztantowi nie wolno zbliżać się do okna.

-- Po trzecie -- wywodził dalej jednoroczny ochotnik -- powinno znajdować się tu naczynie z wodą do picia. I o tym także pan nie pomyślał. A propos! Czy wiesz pan, na której stacji rozdawany będzie menaż? Nie wiesz pan? Naturalnie, wiedziałem, że pan się nie poinformował. Więc widzi pan, panie kapral -- odezwał się Szwejk -- że wożenie aresztantów to nie żaden szpas. Nas trzeba otaczać troskliwą opieką. My nie jesteśmy takimi zwyczajnymi żołnierzami, którzy o wszystko muszą kłopotać się sami. Nam trzeba przynosić wszystko, wszystko pod sam nos, ponieważ są na to takie rozporządzenia i paragrafy, których każdy musi się trzymać, bo inaczej nie byłoby porządku. "Człowiek aresztowany to taka bezradna istota jak dzieciątko w poduszce, mawiał jeden mój znajomy włóczykij, o niego trzeba się kłopotać, żeby się nie zaziębił, żeby się nie irytował, żeby był zadowolony ze swego losu, żeby nieboraczkowi nikt krzywdy nie czynił."

Reply to
invalid unparseable

Kuśwa, znam tą książkę na pamięć :) No prawie... Przeczytałem Szwejka nie wiem ile razy...

Reply to
sundayman

sundayman napisał:

Bywa, że czytam bez ustanku. Żeby nie zwariować w otaczającej nas rzeczywistości. To najlepszy sposób. W jednym lub w drugim języku, w zależności od nastoju.

Jarek

PS Jak jadę przez Czechy, to słucham audiobooka. Dobrze robi. Na Austrię też się nadaje.

Reply to
invalid unparseable

W dniu 21.07.2016 o 10:57, HF5BS pisze:

można pisać na grupie bez dłoni ostatnio miałem styczność z facetem bez dłoni, naprawiał protezę do trzymania długopisu którym stukał w klawiaturę facet wyszedł , zostawił wizytówkę, a tam : dr.hab... chemii...

Reply to
alex

W dniu 2016-07-22 o 19:56, Jarosław Sokołowski pisze:

A to być może, ale generalnie był dość ostrożny. Mieszkał prawie na wolności, potrafił na parę dni zniknąć i wrócić któregoś ranka czasem głodny, czasem trochę poobijany... Wślizgiwał się cichaczem do domu i udawał że już tam od dawna siedzi. Co on robił w tym czasie to tylko on wiedział (w Polskę idziemy ;) ) Chodził sobie po ulicy zawsze lewą stroną, jak jechał samochód to grzecznie na pobocze albo i dalej jak większy był, zanim przeszedł przez ulicę to się dobrze rozejrzał i jak miał wątpliwości nie przechodził... A nikt go tego nie uczył. Miał przez chwilę (miesiac, dwa) taki okres jak latał za samochodami, ale widać musiał raz złapać zębami za oponę albo coś, bo nagle przestał i już więcej tego nie robił. I zawsze się cieszył jak miałem przyjechać. Skąd wiedział - nie mam pojęcia, ale podobno dużo wcześniej wiedział że przyjadę do domu. Chodził taki niespokojny od rana, a już jak jechałem to przynajmniej pół godziny wyglądał. Ale nie to, że zawsze w piątek czy coś, bo nie w każdy piątek jeździłem. Tylko jak faktycznie jechałem. Daleko było. Autobus 100km robił w jedną stronę jak jechał bezpośredni, tylko taką trochę okrężną drogą. Wyjazd do szkoły przed 7 rano. Powrót - odjazd 12:50, jeden kurs na dzień. Jak teraz dzieciaki mi mówią, że mają problem z dojechaniem bo kolejki co pół godziny jeżdżą wieczorem... A dwie godziny czekania to w ogóle tragedia.

Pozdrawiam

DD

Reply to
Dariusz Dorochowicz

W dniu 2016-07-20 o 17:36, sundayman pisze:

O, dokładnie. Też nitrocelulozę robiłem.

Ale i sława!

Reply to
robot

W dniu 2016-07-20 o 18:14, sundayman pisze:

W ogóle ognisko niebezbieczne, nieważne gdzie. Zakazać!

A tak tak. Te korki były w sam raz na zapalniki, "wrażliwe". Tylko najwięksi gieroje w klasie zajmowali się "wytaczaniem" ładunków z korków, bo często dochodziło do eksplozji podczas procedury.

Reply to
robot

W dniu 2016-07-20 o 18:17, sundayman pisze:

Nas nigdy nie złapano - profesjonalizm. No może oprócz Kmiecia, który zalewał łuskę 9mm napełnioną siarką z zapałek ciekłym roztopionym ołowiem z ciężarków, w celu utworzenia w ten sposób pocisku.

Reply to
robot

W dniu 2016-07-20 o 22:07, Paweł Pawłowicz pisze:

Iście rycerskie i barwne portfolio. Pozostaje pogratulować przebiegu edukacji. Ja doszedłem do prób wytworzenia nitrogliceryny. Coś tam nawet wyszło [dwunitrogliceryna zamiast trój? - któż to wie].

Reply to
robot

Użytkownik "robot" snipped-for-privacy@o2.pl napisał w wiadomości news:nn4cn7$f66$ snipped-for-privacy@node1.news.atman.pl...

Pamiętam, że jakoś tak się to robiło, ze korek na bok i delikatnie taczało butem, aby ukruszyć ładunek. Później należało go jakoś podjąć i w coś wycelować, nieodpowiedzialni małolaci stawali na kładce i zrzucali to tak, aby trafiło w szybę jadącego auta. Efektem był błysk, ale po cichu. Czasem komuś pod nogi, też błysk po cichu. Resztkę substancji w korku można wyło normalnie wyjebutać, tradycyjnie, jak inne, butem. Ja kładłem korki na torach tramwajowych na rondzie Wiatraczna, fajnie jebutało pod kołami :) Chciałem też położyć więcej w miejscu, gdzie tram popyla z większą prędkością, aby uzyskać efekt karabinu maszynowego... Ale, jak to gówniarstwu - na niewiele kasy starczało, to i się więcej nie kupiło. Kiedyś, chyba w szkole w szatni (ale wybaczcie, jeśli błądzę co do miejsca, bo fakt pamiętam), w każdym razie miejsce było raczej bardziej nieodpowiednie, niż by się spodziewać należało, miałem okazję obserwoweać np. płonące malutkie ognisko i nagle JEB, ogniska nie ma. Była to chyba chusteczka higieniczna, z korkiem w środku. Podobnie przy boisku szkolnym, słusznie kazano mi się oddalić od pewnego innego małego ogniska, znów JEB i po ognisku. Tym razem był to nabój karabinowy, sprawny... Nauczyciele na godzinach wychowawczych nie omieszkali ponarzekać, o palonych przez dzieciernię "saletrach", ostatni raz sam ok. 10 lat temu, nie wiem, skąd miałem saletrę sodową, zmieszałem ją z cukrem, bo szlajała mi się po domu i nie miałem co zrobić, odpaliłem na klatce schodowej (u mnie klatka schodowa jest autonomicznym ciągiem pieszym, więc nie było możliwości, by dym leciał ludziom do mieszkań), upewniwszy się, czy ktoś nie idzie, sru, poszło, śmierdziało z pół godziny... Myślałem swego czasu, aby jakoś zrobić z saletry i cukru jednolitą masę, nie wiem, rozpuszczając i potem odparowując, czy stapiając (no, ryzykowne raczej) i to zajarać, ale jakoś uszło to mojej uwadze.

Reply to
HF5BS

W dniu 2016-07-20 o 20:39, Paweł Kasztelan pisze:

Właśnie, że teraz jest łatwiej. To kiedyś ja musiałem przesiadywać w tym celu w czytelni niczym, za przeproszeniem, kujon jakiś.

formatting link

Reply to
robot

HF5BS myślał swego czasu, aby jakoś zrobić z saletry i cukru jednolitą masę:

Punkt programu badawczo-rozwojowego pod tytułem "miesznie na mokro" możemy uznać za wykonany. Wysuszona jednorodna masa ma ciekawsze własności od proszkowej mieszaniny. Podobne do masy pokrywającej zapałki sztormowe.

Reply to
invalid unparseable

W dniu 2016-07-25 o 09:19, robot pisze:

Na półce w bibliotece ojca kolegi znaleźliśmy wspaniałą książkę, "Technologia materiałów wybuchowych", kolega podjął próbę zrobienia nitrogliceryny według podanego tam opisu. Na szczęście dokładnie przeczytał, co może pójść nie tak. Dzięki temu zdążył zwiać, ale altanka na działkach nie przeżyła.

P.P.

Reply to
Paweł Pawłowicz [kropka] pl

HF5BS pisze:

Taka mieszanka sama w sobie nie jest bardzo niebezpieczna, poza tym, że pali się dobrze. Do bycia prochem czarnym (właściwie białym, bo cukier jest tutaj p.o. węgla) brakuje jeszcze siarki. A z sirką na mokro tak łatwo już nie jest, bo w wodzie się nie rozpuszcza. W każdym razie na lont taka mieszanka nadaje się dobrze.

Nawet jak dmuchać w ten kij, to nie zgaśnie.

Reply to
invalid unparseable

Wkrapiałem trochę denaturatu i mokry wydłubywałem. Po wyschnięciu był OK. Choć też zdażyło się, żę nie wszytko zamokło i z prawie pustego korka iskry na twarz poleciały.

pzdr bartekltg

Reply to
bartekltg

ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here. All logos and trade names are the property of their respective owners.