Witam,
Troche może OT, ale na czasie (przynajmniej dla mnie :) ).
Co się stało: Akumulator ( 62Ah ), był zarżnięty poprzez awarię układu chłodzenia - wymusiło to jazdę "na żabkę" ( hops pareset metrów i silnik off - bo prawie przegrzany - pomimy dywagacje na temat uszczelek pod głowicą itp. ). Chłodzenie naprawione. Akum. ładowany był u mechanika 2 dni. Włożony do auta - brum - jak szalony i silnik działa :). Po dwóch dniach (w sobotę wieczorem) zachciało mi się wyjąć go i podładować prostowanicznkiem na działce (stosunek drogi z miejscu postoju do masy akum. akceptowalny :) ). Rano - ZONK - ledwo zachechłał - ale zapalił. Dzisiaj rano już zachechłał pare razy i mogiłka :( - pojechałem do pracy via ZTM.
Pytania:
- Czy ładowanie akum. mogło go uszkodzić - czy prostownik może uszkodzić akumulator.
- Czy teraz sobie kupić prostownik (bo tutaj w W-wie brak)?
- Czy kupić od razu akumulator?
- Jak sprawdzić czy z akumulatora będzie jeszcze pożytek?
Dziękuję i pozdrawiam, Grzegorz K.