Pomysł bardzo stary, na ogół znany jako "winda kosmiczna" -- w zamyśle pierwotnym miał służyć taniemu wynoszeniu klamotów na orbitę. Rzecz jasna zdawano sobie wtedy sprawę z niedostatków materiałowych. Ale technologia nie stoi w miejscu, wytrzymałe materiały są coraz lżejsze, jesteśmy blisko tej granicy, przy której sznurek spuszczoby z orbity nie urwie się pod własnym ciężarem. A może ta granica została już przekroczona. W każdym razie takie rozważania wracają i nie są już czczą fantazją.
Po niedawnej awarii w Belchatowie, 17.05, gdy w sieci zniklelo 4GW, moj UPS ciagle rejestrowal ~240V. Zapisuje co 5 minut, wiec moze jakis chwilowy spadek byl.
Ubytek zrekompensowalo podniesienie mocy kilku elektrowni weglowych o
2GW i uruchomienie wodnych na 1.8GW. No i chyba zatrzymalismy eksport, a moze nawet zaczal sie import - niestety - PSE podaje dane co godzina ..
W Polsce mamy teraz ~30GW na 38 mln ludzi, to tak 2TW na 2 mld ludzi powinno wystarczyc. Przy 140W/m^2 potrzeba 14 mld m^2 ogniw, czyli 14 tys km^2. Sahara ma 9 mln km.
Oczywiscie to jest wydajnosc szczytowa jakby mialo starczyc na cala dobe trzeba wiecej paneli i akumulatorow, ale jak widac potencjal jest.
DC też się daje transformować, tylko przetwornice wibratorowe i maszynowe są takie sobie, a my przecież mamy średniowiecze i innych rozwiązań poza róznymi konfiguracjami blachy i drutu jeszcze nie wymyśliliśmy. Więc Tesla wymyślił prąd trójfazowy, mający oprócz łatwej transformowalności jeszcze tę zaletę, że łatwo dorobić do niego z drutu silnik synchroniczny. VFD i sterowanie wektorowe przyszło później.
Oczywiście, ostatecznie to Edison miał rację. Ale infrastruktury nie zbudowano w czasach obecnych, więc jakie to ma znaczenie?
Przecież już ma. 90-250V to standard. Problemem jest wtyczka, a nie to, co za wtyczką.
Niezupełnie, bo ta moc jest nieco naciągana. Mam napisane na urządzeniu
230V AC, a oscyloskop pokazuje +/-325V_pp i na takie napięcie trzeba liczyć izolację. Do tego napięcie osiąga maksimum teraz, prąd kiedy indziej, pojawiają się jakieś współczynniki mocy i inne dzikie węże. Napięcie i prąd DC można cały czas trzymać na wartości maksymalnej i nic nie trzeba kompensować.
Sprawniejsza pewnie będzie, jak się sprawność umieści w wymaganiach projektowych, ale czy tańsza? Miedź już teraz jest droga i szybko drożeje. Amerykańce swoje transformatory słupowe robią z amelinium. Układy impulsowe wśród swoich zalet mają potężną oszczędność zasobów. Zwykle nazywamy to "małą masą", ale można na to inaczej patrzeć.
Tylko to gdybanie, bo realia są jakie są -- mamy infrastrukturę odziedziczoną z XIX wieku i zaczęliśmy ją obudowywać przystawkami z XXI
-- a to przetwornice AC/DC po stronie odbiorczej, a to podmorski kabelek HVDC, a to jakaś instalacja potrafiąca tłoczyć prąd z dachu do sieci. Znowu wychodzi na Kisiela: "To, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać."
Ciepło odpadowe z tego cholernego reaktora w tym kontekście nazywamy odrzutem i odprowadzamy bardzo, bardzo szybko przez dyszę. Wtedy rakieta szybciej leci. :)
Dnia Tue, 25 May 2021 20:07:43 +0200, Piotr Wyderski napisał(a):
Dopóki nie dolecimy. Wtedy zakręcamy kurek z propelantem, wciskamy w rdzień reaktora pochłaniacze neutronów i czekamy kilka dni aż wydzielą się megawaty rozpadu krótkożyjących izotopów. I teraz mi powiedz, co robimy z tymi megawatami? Drugą Fukuszimę? Proszę o odrobinę pomyślunku zanim chlapniesz coś na grupę.
Chcesz tą rakietą pływać, czy latać w kosmosie? Bo jeśli to drugie, to śpieszę donieść, że pewien szesnastowieczny angielski chłopina w peruce wykoncypował, że energia jest potrzebna do zwiększania prędkości, a nie do jej utrzymania. Kurek zakręcasz znacznie wcześniej, do hamowania podobnie. Przy planowanych dystansach izotopy będą miały mnóstwo czasu się rozpaść. A pochłaniaczy się nie wciska w rdzeń, bo to dość zawodne rozwiązanie w przypadku wysokotemperaturowego silnika, tylko się nimi okłada zewnętrzną część rdzenia i obraca. Z jednej strony walca jest pochłaniacz, z drugiej reflektor. Moc i "dopalanie" izotopów modulujesz sobie kątem obrotu tych wynalazków. Stopniowo i powoli.
W późnych latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku zdolne ludzie umiały, a teraz już nie umią? No idiokracja, panie...
Dnia Tue, 25 May 2021 20:40:42 +0200, Piotr Wyderski napisał(a):
Jak regulujesz, to szczegół bez znaczenia dla meritum. Jakby nie konieczność liczenia się z ciepłem poreakcyjnym to mógłbyś skrócić czas podróży utrzymując maksymalny ciąg aż do wyłączenia ale nie możesz bo zamiast wypromieniować w próżnię poreakcyjną moc musisz lecieć malejącym stopniowo ciągiem, marnując propelant na jej odprowadzenie. Koniec końców będzie się trzeba zatrzymać, a rozpad izotopów następuje wykładniczo więc nigdy sie nie kończy, więc kiedy trzeba będzie ten kurek zakręcić, jeszcze jakaś część energii pozostanie do wypromieniowania. Więc problem do rozwiązania jest. Co do tego co było onegdaj, to próby trwały minuty czy góra ich dziesiątki. Izotopy mogły się nie nagromadzić a poza tym, próby były w atmosferze co zdejmowało sporą część kłopotów z głów konstruktorów. Nie mówiąc już o niewielkiej mocy tych próbnych napędów. I nie sądź że twierdzę że problem jest nie do rozwiązania. Jest jak najbardziej a ja tylko zgłosiłem zaciekawienie jak.
Przyszło mi to do głowy, ale nie zetknąłem się wcześniej z opisem takiej linii. Google podpowiada, że takie cuda się stosuje i nazywane to jest linia bipolarną:
No więc niezupełnie, bo masz znacznie więcej możliwości niż "włączony" i "wyłączony" i możesz stany pośrednie uwzględniać w bilansie.
Ale co czynnikowi napędowemu za różnica, czy się rozgrzał w wyniku rozpadu izotopów krótkożyjących, czy zwykłego działania reaktora? Odprowadza założone N gigawatów z reaktora. Jak N spada, to podnosisz walcami sterującymi tempo reakcji i wraca, gdzie konstruktor przewidział.
Do dyskusji o optymalizacji musisz mieć alternatywę, a jej nie masz. I tak jest nieporównywalnie lepiej, niż lot na chemii.
Z jednej strony nigdy się nie kończy, a z drugiej po 7 czasach połowicznego rozpadu tej energii zostanie poniżej procenta wartości początkowej.
Przecież to jest BARDZO długo jak na napęd rakietowy. Chemia daje radę zaledwie kilka minut. Chcesz się rozpędzić do podświetlnej?
Nie, późniejsze próby były z komorą próżniową pod silnikiem.
No więc materiały archiwalne pokazują, że nie byl to ich główne zmartwienie. Dla mnie i dla Ciebie problem istotnie jest, ale nie my to budowaliśmy, tylko znacznie zdolniejsi od nas ludzie. I im działało.
Będzie, tyrystory GTO istnieją od dawna, tylko są dość niszowe. I żyją głównie akurat w *tej* niszy. A wkrótce i tak przyjdzie wielkomocowy SiC i będziemy sobie o tyrystorach dyskutować jak o tyratronach. :)
ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here.
All logos and trade names are the property of their respective owners.