Nie mam pojęcia, o jakiej żywności myślisz ale jeśli chodzi o mięso i wędliny, to ilość pompowanej w nie wody i żeli jest zastraszająca. Jak widzę etykietę z zawartością boczku w boczku 64% to nawet nie myślę o kupnie. Gorzej, gdy już normalnego boczku wędzonego nie ma gdzie kupić. Za komuny receptury wędlin były ścisłe a za fałszowanie szło się siedzieć. Prywatne zakłady konkurowały z państwowymi JAKOŚCIĄ.
Ja pamiętam polędwicę sopocką jako wędlinę wędzoną na zimno, która kroiło się na cieniutkie plasterki, o pięknym, tęczowo lśniącym przekroju. Teraz jako polędwicę sopocką sprzedaje się jakieś gotowane, napompowane wodą i żelatyną mięso i już nawet nie próbuje sie udawać, że to choć chwilę leżało obok wędzarni.
[...]