witam,
ponad rok temu nabylem sobie w pewym sklepie rtv amplituner celem przyszlego zamontowania w pokoju po remoncie mieszkania. kilka miesiecy pozniej, gdy nadeszla wlasciwa chwila, zainstalowalem sprzet i sie zaczelo...
okazalo sie, ze w jednym kanale slychac brum sieci, gdy urzedzenie jest w stanie czuwania, lub gdy odcina sygnal wejsciowy o zbyt niskim poziomie. zdecydowalem, ze oddam to do serwisu.
przy odkrecaniu kabli glosnikowych cos mnie "skubnelo" w reke. z poczatku myslalem, ze po prostu zadrapalem sie o kant aluminiowej obudowy, ale blizsze ogledziny probnikiem wskazaly, ze na srubkach mocujacych obudowe do podstawy oraz na kantach (najciensza warstwa farby) samej obudowy probnik sie swieci. nie bylo to co prawda 220V, ale jednak szczypalo po skorze. dalsze ogledziny wykazaly, ze tylko w jednym polozeniu wtyczki zasilajacej (plaska, bez uziemienia) w gniazdku to napiecie sie pojawia na obudowie.
z szerokim opisem towar poszedl do serwisu. pierwszy odbior - nic nie naprawili - zlewka kompletna. druga iteracja z adnotacja, ze nic nie naprawili - wymiana plyty glownej, przebicia na obudowie nie stwierdzono. trzecia iteracja z kolejna adnotacja, ze przebicie sie pojawia tylko w konkretnym polozeniu wtyczki i dzis dostalem listem poleconym od *sklepu* informacje, ze w tym modelu obecnosc pewnego napiecia na obudowie jest zjawiskiem normalnym, a nie wynikiem usterki i jest to napiecie zarzenia wyswietlacza, ktore nie jest izolowane od sieci.
wtf? nieizolowane napiecie na obudowie, ktore szczypie po rece jest zjawiskiem normalnym? a co gdyby dotknelo sie tego male dziecko, albo ktos z rozrusznikiem serca?
czy amplitunery tak sie teraz robi, czy sklep z serwsiem chca mnie spuscic na drzewo?