Może to tylko moja metoda, ale ja zaczynam rutynowo, najpierw zajmuję się tymi statystycznymi elementami, a dopiero jak nie przynoszą efektów włączam myślenie. Statystycznie jest to (tak mi się wydaje) najkrótszy czas naprawy.
Racja, za duży skrót myślowy.
Dlatego pierwszy rzut oka na pierwszy test jest taki zaskakujacy: "Jak to rezystor?"
Zgadza się - tak się postępuje w serwisie. Ale w teście rekrutacyjnym nie chodzi o statystykę "który element najczęściej się psuje", tylko o sprawdzenie czy kandydat ma jakiekolwiek pojęcie na temat elektroniki, czy rozumie działanie prostych układów elektronicznych. Kandydat który zajmował się serwisem, konstruowaniem, projektowaniem choćby w minimalnym stopniu, daje odpowiedź na pierwszy test po chwili namysłu - po 20 sekundach. Takich jest ok. 5-10% Są też osoby które po raz pierwszy w życiu próbują przeanalizować pracę takiego układu - zajmuje im to zwykle kilka - kilkanaście minut i nie zawsze się udaje. Dalsze testy ujawniają że taki kandydat ma dość dobrą wiedzę teoretyczną ze szkoły, ale (niestety) w szkole NIGDY nie spotkał się z tego typu problemem aby zastanawiać się jak to COŚ działa. W szkole cały czas tylko liczył i liczył, ale nie bardzo wiedział co liczy. Takich jest ok 40% Pozstała grupa kandydatów - to osoby które patrzą na schemat i nie są w stanie nic powiedzieć. Nie wiedzą czemu elementy sa połączone tak a nie inaczej - jest to dla nich czarna magia 50% osób
Do pracy w serwisie nadaje się pierwsza grupa. Druga ? po pewnym przyuczeniu mogą wykonywać rutynowe prace ale są zwykle słabymi serwisantami, bo elektronika ich nie interesuje zbytnio i takie osoby nie rozwijają się zawodowo (choć miałem 1 wyjątek)
Moje testy to kilkadziesiąt różnych prostych układów które mają wykazać znajomość działania układów elektronicznych i są to układy i problemy które można spotkać często w pracy serwisowej. Testy zostały przez niektórych skrytykowane, ale nikt nie zaproponował lepszych. Więc proszę o propozycje - może skorzystam.
Wydaje mi się, że całe nieporozumienie polega na tym, że niedokładnie przeczytał Kolega treść zadania ;-) Kolega Leszek napisał: "Zaznacz uszkodzony element na podstawie zmierzonych napięć". Gdyby na schemacie nie było podanych napięć, a treść zadania byłaby w stylu: "Zasilacz nie działa. Co może być zepsute ?" to moglibyśmy się podpierać statystyką, że w tego typu układzie najczęściej pada to albo tamto... Tu sprawa wydaje mi się oczywista. Są napięcia z pomiarów i z nich trzeba wywnioskować co jest nie tak. Coby nie drażnić statystyki ("spalony" rezystor) możemy stwierdzić, że jest przerwa w obwodzie polaryzacji bazy tranzystora szeregowego, a przyczyną tego może być: "zimny" lut, pęknięta ścieżka, pęknięta skuwka rezystora, pęknięty rezystor SMD itd. itp.
P.S. Moim zdaniem ten przykład do testu jest bardzo dobry, bo daje pogląd czy egzaminowany potrafi wyciągać wnioski z pomiarów w układzie (rozumie jak działa układ) czy tylko zgadywać.
Użytkownik "Grzegorz Kurczyk" snipped-for-privacy@antispam.control.slupsk.pl> napisał w wiadomości news:g7orhs$n08$ snipped-for-privacy@nemesis.news.neostrada.pl...
Przeczytałem dokładnie... jest to sprawdzian na zatrudnienie osoby do serwisu, a nie rozwiązywanie zadań. Takie testy nie są obiektywne. Lepsze wydaje mi się porozmawianie i danie do zrobienia jakąś rzeczywistą pracę (Np. naprawienie czegoś). Niekoniecznie kandydat musi to naprawić, ale dobrze jest popatrzeć na sposób podejścia do pracy. Ja przynajmniej tak robię.
Ale praca serwisanta, to jest właśnie rozwiązywanie zadań i to często zadań z tzw. haczykiem. No to możemy zrobić tak: dajemy kandydatowi do naprawy zasilacz zbudowany wg schematu Kolegi Leszka z "celowo" pękniętym rezystorem 500om. Czym naprawa tego zasilacza różni się od rozwiązania tego zadania na kartce, poza tym, że nie trzeba brać do łapy woltmiarki, lutownicy i nawdychać się oparów kalafonii ? Czy w takiej sytuacji statystycznie wymieni Kolega wszystkie półprzewodniki (stwierdzając, że układ nadal nie działa) czy jednak wykona kilka elementarnych pomiarów, które pozwolą znacząco zawęzić krąg poszukiwań do jednego obwodu ?
Ja też tak kiedyś robiłem. Ale to jest kłopotliwe:
Po pierwsze 80% kandydatów nigdy nie miało w ręu lutownicy Mogliby się poparzyć, a w skrajnym przypadku mógłby ich zabić prąd, jako że na stołach wszędzie mamy 3x400V Po drugie musiałbym mieć przygotowany układ uszkodzony identyczny dla wszystkich aby można było ocenić wiarygodnie Natomiast dawanie do naprawy urządzenia w biegu - to co akurat jest do naprawy - nie ma sensu - bo nie wiem co delikwent umie, nie wiem jakie uszkodzenie jest w sprzęcie aktualnie naprawianym i nie daje to możliwości porównania z innymi bo następny kandydat dostałby inne urządzenie z inną usterką. I jak ich wtedy porównać? Po to jest test aby się zorientować czy kandydat ma JAKIEKOLWIEK pojęcie, a jeżeli ma, to na jakim poziomie. A po wyłowieniu tych lepszych można przejść dopiero do praktyki
Użytkownik "Grzegorz Kurczyk" snipped-for-privacy@antispam.control.slupsk.pl> napisał w wiadomości news:g7p317$4cj$ snipped-for-privacy@atlantis.news.neostrada.pl...
Różni się, bo to ścieżka była pęknięta, nie rezystor. Wiem, dywagujemy bardzo teoretycznie. Ja wtrąciłem się do dyskusji dlatego, że takie teoretyczne testy nie dają prawdziwego obrazu egzaminowanego. Jeżeli założeniem było sprawdzenie praktycznej możliwości naprawy czegoś, to trzeba to sprawdzić w warunkach rzeczywistych. Wstępny odsiew można zrobić przeprowadzając rozmowę, ale trzeba się liczyć na odchyłkę w obie strony: zestresowany nie powie wszystkiego co umie, albo trafimy na takiego co poda zbyt zawyżoną opinię o sobie.
Nie macie czegoś takiego, że bierzecie dowolną (nieuszkodzoną płytkę) w ręce i przeglądacie ją pod kątem zimnych lutów i innych uszkodzeń? :-)
Użytkownik "Leszek" snipped-for-privacy@spam.pl napisał w wiadomości news:g7p42j$79j$ snipped-for-privacy@nemesis.news.neostrada.pl...
Umieć lutować to już dużo, w sensie że umiejący lutować umie też coś naprawić.
Tak raczej nie rozumiem... jeżeli kandydat nie umie lutować, to praktyki ma praktycznie zero... Zeby nie rozpętać następnej burzy... Nie wtrącam się do sposobu egazminowania, każdy ma prawo wydać swoje pięniądze tak jak uważa, a uważa dobrze, bo ma pieniądze.
Ostanie moje egzaminowanie: Klient dostał do naprawy przemysłowy zasilacz 24V/10A Siemensa (taki spisany na straty) bez schematu. Nie naprawił go, ale pracuje. Bo: nie wybrzydzał że nie ma schematu, wziął narzędzia jakie były (nie kazał sprowadzać najnowszej stacji lutowniczej - bo wtedy to on by pokazał), obserwacja wykazała że umie trzymać lutownicę w ręku, posługiwać się miernikiem itp. Pracuje do dzisiaj i to był dobry wybór.
Tia, szczególnie jak mamy sześciwarstwową płytę 500x500 :lol: Twój model postępowania w funkcji prawdopodobieństwa to już zaczyna zakrawać na lekki odchył - wylutowujesz najpierw tranzytory i scalaki a dopiero później włączasz =think(x) - oczywiście wcześniej sprawdziwszy w testerach tranzystory i scalone ;) ;0 ;)
Przecież test był pisemny. Na górze kartki jest napisane: "Zaznacz uszkodzony element (...)" Jeżeli kandydat nie zaznacza to ja wnioskuję że nie wie o co w tym chodzi i rozmawiam pytając o działanie układu.
Pisemny to mam na myśli test z pytaniami i spokój przy rozwiązywaniu. Mogą być testy takie jak Pan ma, ale rozwiązywane w innych warunkach. Taki prawdziwy pisemny. Dać test i usadzić gdzieś w spokoju na jakiś czas. Jak ktoś nic nie wie to i czas mu nie pomoże. Pan siedział przy mnie i czekał na odpowiedź albo pytał o sposób działania. To był test pisemny tylko z nazwy. Można w teście podać pytania np. jak działa ten układ, albo jaką rolę pełni w tym układzie ten element. Wtedy trzeba napisać kilka zdań na ten temat. Ale do tego musi być spokój żeby się skupić. Jak ktoś naprawia sprzęt to też się skupia na problemie. To że coś tam się w terenie robi to są niezbyt częste przypadki, a nawet jak już, to na pewno mniej stresujące. Tak mi się wydaje. I chcę tu zaznaczyć że nie piszę tego złośliwie. Mam nadzieję że Pan tego tak nie odebrał. Po prostu przedstawiłem sprawę ze swojego punktu widzenia. Jak bym chciał być złośliwy to bym ten cały wątek inaczej napisał. Nikt mnie nie zna więc mogłem nabluzgać ;) Ale przecież wiadomo że nie o to chodzi, a ja z kolei nie praktykuję takich metod. Testy ma pan dobre, tylko przy przeprowadzaniu w takich warunkach nie każdy się sprawdzi. Spokój i skupienie każdemu kandydatowi by wyszły na dobre. Być może już było wiele osób które by się nadawały do pracy. Być może się mylę.
Propozycje już masz, należy uporządkować te testy tak, aby nie zawierały błędów! Prawidłowa odpowiedź, szczególnie w początkowej "łatwej" fazie, nie może być "poważnie dyskusyjna". Tu odpowiedź musi być jednoznacza i z góry znana egzaminującemu. Awantury z wadliwymi maturami nie trzeba chyba przypominać. Niejednoznaczność odpowiedzi tworzy kłopotliwą sytuacje dla obydwu stron, gdzie "uczeń mądrzejszy od mistrza". Dla przykładu - schemat który już ochrzciłem "żart Leszka" wymaga zmian.
O budowie egzaminów można by długo, najlepiej poradź się fachowców. W efekcie końcowym się opłaci. Dostaniesz zmotywowanych pracowników i rotacja kadry będzie mniejsza. Wbrew opinii panującej na tej grupie, nie tylko płaca jest czynnikiem motywującym do pracy. O tym, że warto mieć _dobraną_ i zgraną kadrę, wiedzą w każdej _stabilnej_ firmie. K.
Nie, nie... na kartce jest napisane, że POWINIEN mieć 500R. Również tranzystory i zenerka POWINNY być sprawne. Tyle, że w tym przypadku pytanie: "Zaznacz uszkodzony element na podstawie zmierzonych napięć" nie miało by sensu. Moglibyśmy co najwyżej spytać przy których pomiarach w multimetrze wyczerpała się bateria ;-) Większość awarii polega właśnie na tym, że parametry rzeczywistych elementów w układzie znacząco odbiegają od tych podanych na schemacie ;-)
Ja sie zgadzam. Tylko ze z doswiadczenia duzo szybciej to znajdziesz na zywym organizmie niz na kartce papieru. Ale ja to czasami truskawki cukrem... ;-)
No oczywiście ! :-) To tak jak z chirurgiem, który co prawda już przestudiował na pamięć wszystkie książki medyczne, ale skalpela jeszcze w ręku nie trzymał... Takiemu raczej nie dałbym się pokroić ;-) Doświadczenie weryfikuje przypadki, które w teorii nie mają prawa się zdarzyć.
Nie rozumiem ! Przecież na "żywym organizmie" nie widać konstrukcji układu - nie wiadomo do czego służy dana grupa elementów, jaki to jest blok funkcjaonalny i jaka jest rola poszczególnych elementów. Należy wtedy wyciągnąć schemat (jak mamy) albo narysować fragment w miejscu które prawdopodobnie stwarza problem, ewentualnie jeżeli to usterka typowa i wiemy co mogło sie zepsuć można wyciągnąć multimetr i pomierzyć. Natomiast na kartce mamy wszystko jak na dłoni.
Ale nie widać co jest spalone, który kondensator wybrzuszony, nic nie śmierdzi, kartka nie jest nigdzie przegrzana i przerw w połączeniach nie widać. A w wielu układach jak wystarczy obejrzeć płytkę aby wiedzieć co nie działa.
ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here.
All logos and trade names are the property of their respective owners.