Według niej wifi wywołuje u niej alergię. Wiesz co to znaczy? Masz na coś alergię? Wiesz jak diagnozuje się co jest alergenem? Jeżeli cwaniara nie kłamie, to można określić czy np. dostaje obrzęków, wysypki itd. itp. właśnie pod wpływem emisji wifi. Czyli nikt nie wie czy "wifi" jest czy nie jest włączone i patrzymy co się dzieje. Jeżeli kretynka zgaduje i dostaje histerii bo ma zbyt beret (albo zwyczajnie leci na kasę), to będzie miała ataki owej "alergii" w uziemnionej klatce Faraday'a. I - gdy nie będzie świadoma - nic nie poczuje nawet mając do łba przystąpioną antenę routera. Jeżeli jednak babka ma np. implant mózgowy (rzadkie, ale się zdarza, np. leczenie parkinsonizmu), a do tego gdzieś w tym implancie coś się indukuje itd., to oczywiste jest że będzie potrafiła wskazać co naprawdę jej szkodzi.
Generalnie wystarczyłoby fake wifi - np. router wściekle mrugajacy diodami i piszczący niczym stado szczurów właśnie wtedy gdy emisja jest wyłączona. I wyglądający na 100% na wyłączony (dla lepszego efektu jechałby na bateriach, kabelek do zasilania dla picu) właśnie wtedy gdy nadaje.
Anyway, zaglądając w głąb falowodu można oślepnąć. A promieniowanie e.m. zabija. Tyle że nie te częstotliwości, nie ta moc, nie w ten sposób i - najważniejsze - nie ma to nic wspólnego z alergią.