Koniec zarowek

Np. tu

Pan Waldemar Krzok napisał:

To prawie jak darmo. Bo facet się ceni. A jak ktoś kupi coś takiego

-- Jarek

PS Napisali "Nie próbuj podrabiać...". Kurczę, mógłbym faceta pozwać. W roku 1986 zrobiłem taką lampę z puszki po pomidorówie Campbella (bez zgody firmy Campbells). Ale mi się nie spodobała, zrobiłem inną i powiesiłem w to miejsce (nie napiszę jaką, żeby ktoś nie zrobił podróby). Natomiast kilka lat temu szukałem puszek z zupą w TESCO w Medzilaborcach. Nie było. Skandal.

Pan J.F. napisał:

One nie mają odbłyśnika. Ale nie są już matowe, choć kiedyś były. Kosztuja z dychę, ale wolę taką (załóżmy, ze ktoś mi chce dać w prezencie) od świetlówki osram full wypas za pięć dych. Ja takie kupowałem jak jeszcze nie było tych kretyńskich zakazów. Zamiast żarówkek po złociszu. Halogeny są OK. Świetlówki -- nie (poza specjalnymi zastosowaniami).

Ale ile energii byś oszczędził...

Proponuję zakazać uzywania lamp w oświetleniu ulicznym większych niż 50W. A najlepiej wyłączac takie oświetlenie w godzinach nocnych. Oszczędnośc była by większa niż zakazu żarówek.

Zreszta ciekawe czy Waiss już dzwonił do zakładu energetycznego czy zmniejszyło sie zapotrzebowanie na prąd po zakazie. Po roku już powinno cos być widac czyż nie?

Jasne. Tylko, że do transportu styropianu i żarówek wcale nie potrzeba TIRów o nośności 40 ton z silnikiem o mocy 450 KM lub więcej. Wystarczy lekka ciężarówka z lekka przyczepą i silnikiem o mocy <200 KM, paląca znacznie mniej niż 450 KM ciągnik siodlowy z pustą naczepą.

Dnia Fri, 3 Sep 2010 12:58:25 +0200, Marcin Wasilewski napisał(a):

Przyznaję - moje ostatnie podejście do świetlówki było rok temu. Świetlówka kosztowała nieco ponad 15zł. Świeciła na niebiesko.

No i pełna zgoda :).

Też zgadzam się z tym, że w wielu zastosowaniach świetlówki są znakomitym źródłem światła.

Pan Bronek napisał:

To już było. A nawet dzisiaj się zdarza. Na początku lat '90 gminy bardzo często wyłączały po północy oświetlenie dróg i ulic, bo ich nie było stać na prąd, a energetycy mieli sztywne podejście do cen. Ostatnio z czymś takim spotkałem się ze trzy lata temu. A znajomy w latach osiemdziesiątych w Moskwie trafił w restauracji na wywieszkę, że zamknięte z powodu przerwy obiadowej. No bo przecież personel też musi się posilić, czyż nie?

Ktoś naprawdę liczył na widoczne zmiany? Mam pewne wątpliwości.

J.F. pisze:

x 4 :)