No więc: Na moim stole pojawiło się wyładowanie kilkanaście tysięcy Volt, piorun wystrzelił ze złącza 220V. Na szczęście autor przeżył. Piorun skakał po stole, wypalił przy okazji dziurę gdy przechodził przez kartkę, następnie znikł.... ślad zniknął przy kablach od USB i myszki. Wydawałoby się, że wszystko OK, za 15 minut komputer się wyłączył i już nie chciał się włączyć. Autor zawiózł komputer do naprawy i mostek południowy na płycie poszedł z dymem. Jako, że do owego zasilacza był podpięty prototyp zaawansowanego urządzenia, i że to właśnie przewód zasilania 5V dotknął 220V, więc .... Wszystkie scalaki, dosłownie wszystkie ! Jako że autor stał w tym czasie gdy to się stało więc pewnie dlatego jeszcze żyje... Na stole cały czas pozostał ślad od pioruna, który przypomina by izolować każdy wiszący niepotrzebnie przewód. Co z tego, że zaizolowałem od spodu płytki luty 220V, skoro przewodzik jakimś cudem dotknął śruby złącza śrubowego typu Terminal Blok, gdzie było podłączone 220V.