Czy współczesne LED-y są jakieś wybitnie delikatne na prąd wsteczny (zaporowy)? Przyjęte jest, że w układach prądu zmiennego równolegle do diody świecącej daje się przeciwsobnie diodę prostowniczą służąca obniżeniu napięcia wstecznego na LED do 0,6-0,7V (napięcie przewodzenia małej prostowniczej krzemowej diody).
Teraz robimy układ gdzie diodę LED (popularna fi 3mm biała) przez szeregowy opornik 100k 1W podłączamy do sieci zasilającej ~230V 50Hz. Do LED w celach testowych nie podłączamy równolegle przeciwsobnej diody zabezpieczającej. Czyli dioda świeci jednopołówkowo, a szczytowy prąd przewodzenia nie przekracza 3,5mA Dlaczego taką diodę ubija? Dioda poświeci chwilę, ale już kolejne jej załączenia wskazuja, że uległa uszkodzeniu? Czyżby max dopuszczalny prąd wsteczny współczesnej LED mierzony był w MIKRO Amperach i próba przepuszczenia wstecznie (gdy taka dioda osiągnie prób przebicia jak Zenera) prądu rzędu kilku mA zabija taką diodę? Ze współczesnej LED nie da się zrobić diody Zenera? Efekt podobny gdy wykorzystuje się złącze BE spolaryzowane zaporowo jako diodę Zenera w okolicy 6V. Z tego co kojarzę część starych diod świecących z PRL (z gatunku CQYP...) jak lata temu robiłem takie próby to bez szwanku przeżywała taki test. Mocniejsze struktury czy jak? Czyżby przez to, że dzisiejsze LED przy tym samym prądzie mają większą sprawność, oddają więcej światła to przez to mają bardziej delikatne struktury?
Rozumiem, że diodę zasilaną z sieci ~230V 50Hz przez szeregowy kondensator np. 100nF (jako "niegrzejący się rezystor") ubijemy (nawet jak mamy szeregowo wpięty opór łagodzący udary rozruchowe kilkaset Ohm), bo zdarzają się punkty gdzie ten prąd w udarze na rozruchu może tam uderzyć do kilku Amperów i w takim układzie bez równoległej diody zabezpieczającej zawsze LED ubija, z równoległą diodą chodzi latami bez awarii. Ale czemu LED nie przeżywa testu zasilana przez tylko czystą rezystancję
100k z sieci 230V?