Wygląda tak:
"Każda kość, za którą dziś płacimy powiedzmy 750 $ — za dwa, góra trzy lata — będzie kosztowała 3 $ i 14 centów. Oczywiście z wyjątkiem tych, które będą... jeszcze tańsze!"
Co do tej ładowarki, taniej jak barszcz Strójwąsa — to ładuje ona ze swojego potu USB 5V DC / max 400mA, ale to tylko "dodatek". Bardziej ciekawe jest to, że ładuje też ogniwa, które zmieszczą się w jej szczękach, pozwalających uchwycić dowolny niemal typ. Lista wtyczko-zgodnych ogniw jest tam wypisana. Baaardzo obszerna. Jednak moją wątpliwość budzi to, że podłącza się te ogniwa przez dwa tylko styki, podczas gdy wiele pakietów ma jeszcze trzeci, lub nawet więcej tych styków. Jak zgaduję, są one do czegoś jednak potrzebne! No i czy można takiej taniej maszynce powierzyć ładowanie ogniw, które często-gęsto kosztują wielokroć więcej? Używa ktoś z Was tej maszynki?
Jako że już trochę temat ładowarek tu poruszałem (dla ogniw AA/AAA) to wspomnę, że dość dużo różności wyszukałem, i "znaleziskami" mogę się podzielić, jeśli kogoś temat interesuje. Natomiast sam póki co kupiłem model GJT, który pozwala ładować baterie alkaliczne, takie "całkiem zwykłe", a nie tzw. RAM, promowane przez f-mę PureEnergy — jako "jedyne ładowalne baterie alkaliczne"...