Nie wiem, czym kierował się dyskutant Przemol, publikując swoją dramatyczną enuncjację o "padnięciu", kupionego na jesieni - chyba zeszłej, alternatora. Pewnie jednak chęcią pełnego zgłębienia tajników działania regulatora napięcia i jego zabezpieczeń, gdyż o samej awarii jest tylko pierwsze, krótkie zdanie.
Moja bardziej szczegółowa wiedza o regulatorach kończy się na epoce prądnicy Fiata 126p - alternator to też prądnica. Był tam po prostu elektromagnes i doginając odpowiednie blaszki, można było dość precyzyjnie wyregulować napięcie. Dziś to są zapewne zalane żywicą kostki i tu przypomina mi się wierszyk dla dzieci, który pozwolę sobie przytoczyć: …pękła szyna. A czy szynę można skleić? Takie rzeczy się wymienia, bo są już do wyrzucenia…
Wracając zaś do samej awarii i kierując się tzw. zdrowym rozsądkiem podać można następujące warianty (zakładam, że pasek klinowy i łożyska są w porządku i alternator się obraca), niekoniecznie znajdujące winowajcę w samym regulatorze:
- napięcie alternatora może wzrastać w sposób nieograniczony: efekt to przepalone żarówki i bezpieczniki, zagotowany akumulator - myślę, że nawet uszkodzony regulator uniemożliwi ten wariant…
- napięcie jest bliskie zeru: szczotki lub przerwa w uzwojeniu wirnika - w starszych autach tzw. "kontrolka ładowania" świeciłaby się pełnym blaskiem, w nowszych pewnie też…
- jest jakieś napięcie, ale za małe (w starszych autach tzw. "kontrolka ładowania" świeciłaby się "byle jak" lub ulegała całkowitemu zgaszeniu, w nowych - nie wiem): szczotki lub przerwa w którymś z uzwojeń stojana, ewentualnie jedna z diod (diód?) - jest ich zdaje się sześć, więc wszystkie chyba nie "padły".
Ostatnio 2 razy "padł" mi alternator - wymieniono uzwojenie stojana, po roku padł ponownie - wymieniono na inny. Próbowałem się czegoś bliższego dowiedzieć - bez efektów. Za drugim razem pamiętam, że gasła "kontrolka ładowania"
- czyli jakieś dość duże napięcie było, ale mimo wszystko za małe…