Akurat należę do osób, które od dość dawna jeżdżą cały rok na światłach i to w Polsce. Powód - choć jestem dość młody i wzrok jak na razie mam rewelacyjny, to osobiście znacznie lepiej widzę nadjeżdżające z przeciwka auta gdy mają włączone światła mijania. W szczególności pod słońce lub podczas szarówki. Dość mam już także 'idiotów' (nie ubliżając chorym), którzy skoro świt wyłączają światła mijania a skoro zmierzch zapominają ich włączyć. Jest spora grupa 'kierowców', którzy z radością przyjęli by przepis mówiący o tym, że światła mijania są nieobowiązkowe także w nocy. Jak ktoś nie używa auta tylko w niedzielę to prawdopodobnie będzie miał podobne odczucia.
I żeby nie było, że jestem anty-ekologiczny i anty-ekonomiczny, to wg. mnie najlepszym rozwiązaniem było by:
- LEDy powiedzmy ok 5W (bo punktowo dają już ostro i z daleka je widać) jako światła włączające się samoczynnie po rozruchu silnika
- standardowe mijania, które kierowca włącza kiedy chce i one automatycznie wyłączają dzienne LEDowe.
Skutek byłby taki, że jak ktoś uważałby, że nie potrzebne mu są mijania to i tak byłby widoczny z przeciwka ponieważ miałby LEDowe dzienne.
Co do kseonów - osobiście uważam, że choć dają dobrą widoczność dla kierowcy, to jednak oślepiają bardziej tych jadących z przeciwka. Ot takie praktyczne obserwacje...
Gustaw Pozdr.,