witam.
trafilo mi sie urzadzenie z zasilaczem, na ktorym na tablicze znamionowej mam napisane 110V. wiekszosc wspolczesnie produkowanych zasilaczy pracuje z napieciem wejsciowym 100-240V, co jest odnotowane na ich tabliczkach znamionowych. zastanawiam sie teraz, czy nie sprobowac jednak podlaczyc tego zasilacza do naszej sieci i zaobserwowac reakcje :-). chyba cale ryzyko to spalenie diod w prostowniku (impulsowe zaczynaja chyba od prostowania napiecia wejsciowego)?
a konkretniej:
- czy prawdopodobne jest, ze zasilacz wytrzymuje 230V, tylko nie podano tego na tabliczce wychodzac z zalozenia, ze to i tak na rynek usa, gdzie jest 110 i koniec?
- czy jezeli urzadzenie nie jest jednak przystosowane do wyzszego napiecia, to jest to przede wszystkim uzaleznione od parametrow diod w pierwszym prostowniku?
- mechaniczne :-): gdzies mozna dostac przejsciowki z tych plaskich bolcow na nasze okragle? zajrze do jakiegos elektrycznego, ale cos nie wierze, moze ktos ma jakies namiary?
pozdrowienia,