Ciekawa sprawa - trochę poszukałem w sieci i nie znalazłem (tak, wiem
- to jedno z najpopularniejszych kłamstw).
Myślę, że mogę liczyć na madrość grupy - jak w warunkach nielaboratoryjnych monitorować zgodność z RoHS zawartości tygli lutowniczych? Okazuje się, że zdarzają się "zatrucia" tygli zwiazane z tym, że producenci elementów stosują cynę ołowiową do cynowania końcówek elementów - pomimo deklaracji RoHS.
W dniu 2013-03-05 10:53, RoMan Mandziejewicz pisze:
Pewnie mozna, tylko po co ? To mi przypomina sytuacje z izraela gdzie czesto nowo przybyli konwertyci chca byc bardziej zydowscy od zydow z dziada pradziada.
Monitorowanie jest dość upierdliwe, ale są mierniki poziomu ołowiu w powietrzu, więc może mierzyć w wyciągu? Czułości niestety nie znam.
Inaczej to laboratoryjnie, ale w lokalnych warunkach do zrobienia. Opiłki zawartości tygla rozpuścić w kwasie octowym lodowatym, odsączyć a następnie potraktować Na2SO4, do kupienia w aptece. Siarczan cyny jest rozpuszczalny w wodzie, siarczan ołowiu się strąca i mąci roztwór.
No to pozostaje analiza ilościowa. Jak wyżej, ale uprzednio zważyć próbkę, a następnie zważyć filtrat. Czyli zrobić małe laboratorium. Rozumiem, że spektrometr masowy nie wchodzi finansowo w grę. Chyba, że są jakieś laboratoria, gdzie można takie testy zlecić.
To można na tej samej zasadzie oznaczyć grawimetrycznie. Roztwarzasz znaną masę próbki, strącasz, odsączasz osad, suszysz, ważysz i przeliczasz z PbSO4 na Pb.
MS służy raczej do analizy jakościowej, nie ilościowej. Do ilościowej analizy metali szczególnie dobrze nadaje się np. AAS (w różnych wariantach), XRF (ale trzeba wzorce na odpowiedniej matrycy), albo właśnie analiza grawimetryczna, z tym że trzeba mieć pewność, że nie ma żadnych interferentów (tj. związków, które mogą strącać się razem z Pb2+, reagować z nim, lub poprawiać jego rozpuszczalność, ale to ostatnie raczej mało prawdopodobne).
Poza tym jest całe mnóstwo analiz miareczkowych, kompleksometrycznych i pewnie któraś z nich będzie się nadawała do Pb wobec cyny, ale do tego trzeba odpowiednich środków kompleksujących.
Do tego jeszcze metody spektralne, niektóre sole ołowiu mają kolor inny niż sole cyny z tym samym anionem, więc można sporządzić zestaw wzorców i badać absorbancję chociażby za pomocą zestawu kilku LED o różnej barwie.
Optowałbym jednak za analizą grawimetryczną, ona jest z natury najdokładniejsza.
Można też elektrograwimetrycznie, przez elektrochemiczne osadzanie metali z roztworzonej próbki na elektrodzie, tak się zresztą oznacza ołów wobec jakiegoś innego metalu, ale nie pamiętam którego. Trzeba ważyć elektrodę przed i po procesie, ale to dość upierdliwe, trwa bardzo długo.
Wreszcie można przeprowadzić oznaczenie woltametryczne/kulometryczne, podobnie jak powyżej, z tym że nie waży się elektrody. Ilość osadzonego metalu mierzy się pośrednio mierząc ładunek. Metale osadzają się w kolejności wynikającej z ich potencjału (szereg elektrochemiczny) i na podstawie tego można określić, który metal się właśnie osadza. Z tym że dokładność tego bywa różna. Może się okazać, że konieczne będzie osadzanie przy bardzo małym prądzie, a to podobnie jak w elektrograwimetrii potrwa długo (nawet kilka godzin). Zaleta taka, że sprzęt można poskładać w warunkach "domowych", chociaż przydało by się, żeby elektrody były z platyny.
W sumie przypomniała mi się jeszcze jedna metoda... Właśnie z "mąceniem" roztworu. Nefelometria, czyli pomiar światła rozproszonego w próbce po wytrąceniu osadu zolu. Jest tam trochę upierdliwości, np utrzymanie osadu w postaci koloidalnej aby pomiar był powtarzalny. Ale mimo takich upierdliwości jest to wykonalne. Nawet dziadek-Spekol, o którym chwilę wcześniej było, miał przystawki do nefelometrii.
Od samego początku twierdziłem, że w całej aferze z ołowiem chodzi o stworzenie takiej technologii, która dokumentnie uprzykrzy życie małym producentom i w końcu wymusi zakończenie działalności.
Chodziło o połączenie obu metod, woltamperometria do wykrycia właściwego jonu i kulometria (pomiar ładunku) do oznaczenia ilościowego. Właściwie to pierwszy etap powinien się jeszcze inaczej nazywać, bo nie do końca działa tak samo jak klasyczne metody. Ot, puszczamy stały prąd i obserwujemy zmiany napięcia, zapożyczyłem woltamperometrię, bo kojarzyłem, że tam się identyfikowało jony na podstawie potencjału. Z ciekawości zerknąłem, jak wygląda ołów i cyna w polarografii. Wyglądają źle, tzn. trudno jest oznaczyć jeden wobec drugiego, kiedy jednego z pierwiastków jest dużo.
Właściwie to mógłbym nawet sprawdzić, czy to będzie działać, bo jestem na etapie konstruowania urządzenia, które ma regulowane źródło prądowe i pomiar napięcia, z tym że z założenia ma być do czegoś innego.
Z jednej strony - o "cukrze olowianym" slychac od wiekow, z drugiej - z tego co pamietam to cyna i olow niechetnie kwasom wodorowym ulegaja, z trzeciej - sprawdzam potencjal,
-0.14 i -0.13V, no, maja szanse .. ale moze szybciej pojdzie w azotowym ? :-)
J.
P.S. tak mi chodzi po glowie ze ze PbI2 jest slabo rozpuszczalny w wodzie, a przy tym dosc ladny i ciekawy :-) Ale sprawdzam SnI2 ... oj, moze zaciemniac wyniki :-)
Powinien się rozpuścić, ale w azotowym pewnie będzie prędzej. W octowym nie powinno się rozpuścić srebro i miedź, co jest pewną zaletą tego. W tyglu na pewno znajdą się oba metale. No i kwas azotowy trudniej kupić bez podpadnięcia "odpowiednim organom" ;-). Nawiasem mówiąc powyższa metoda służy też do wykazania obecności ołowiu w roślinach, a w szczególności w maryśce ;-).
Roztwarza się, dawno, dawno temu robiłem w "domowym" 10% occie, trwało to wieki (przesadzam, tygodnie), ale się udało. W imię nauki zalałem przed chwilą kawał drutu SnPb lodowatym kwasem octowym, zobaczymy co z tego wyjdzie, ale widać, że szału nie ma. Dość szybko (kilka minut) zmatowiało w miejscu ucięcia i na razie to tyle.
ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here.
All logos and trade names are the property of their respective owners.