Byl ostatnio watek dot reklamacji dyskow w polskich warunkach. Chcialbym sie wiec podzielic wrazeniami z mojeje wczorajszej przygody z "nowym" dyskiem Maxtor 30 GB. Wiec kupilem ten dysk, podlaczam, wykrywa sie bezproblemowo mimo ze mam stara plyte (Pentium MMX). Odpalam wiec FDISKa. Co sie okazuje - na "nowym" dysku jest partycja NTFS (!). Skasowalem ja i podzielilem dysk tak jak mi pasowalo. Formatuje te nowe partycje i co sie okazalo
- dysk sprzedawany jako "nowy" ma bady. Nadmieniam ze z pewnoscia nie byla to moja wina, gdyz od momentu nabycia obchodzilem sie z dyskiem bardzo delikatnie, a wiec nie ma mowy o tym zebym go uszkodzil mechanicznie. W sumie badow jest niewiele i miejsca straconego pod nie uzbieraloby sie na calym dysku moze z 5 MB czyli tyle co nic, ale nie o to chodzi. Chcialem kupic nowy, _nieuszkodzony_ dysk, a sprzedano mi, jakby na to nie patrzec - wadliwy.
No i teraz zwracam sie do Was po porade:
- Isc i reklamowac od razu czy popracowac kilka miesiecy (gwarancja jest roczna) i zobaczyc czy bedzie sie sypal dalej ?
- Czy jest wogole szansa ze wymienia mi na nowy ("nowy" ? :-/ ) dysk ktory ma tak "nieznaczne" uszkodzenia ? I wreszcie:
- Czy do kurwy nedzy w naszym kraju jest jakas mozliwosc zeby kupic _NOWY_ dysk, a nie uzywany i z badami ?
Sory za moje wzburzenie, ale po prostu mnie ponioslo.