Jest sobie takie coś (dość drogie, wymagane dla instalacji od 6,5 kWp):
Pytanie dlaczego taka komplikacja? Nie prostszy byłby klasyczny stycznik, z cewki odłączamy napięcie to się wyłącza. Oczywiście o odpowiedniej konstrukcji do gaszenia łuku DC, ale sprężyna powrotna stycznika wydaje się pewniejsza niż elektronika i kondensatory które po jakimś czasie (zapewne już po odbiorze ppoż instalacji) mogą stracić pojemność. Dodatkowo można by jeszcze montować stycznik "do góry nogami" to sprężynę wspomoże grawitacja.
Chodzi o przesadną oszczędność emisji CO2 (tych kilku watów które by pobierała cały czas zasilana cewka stycznika - może 1% tego co wyprodukuje mikroinstalacja 3 kWp, a można by jeszcze oszczędzić z połowę tego wyłączając na noc czujnikiem zmierzchowym)? Czy są jakieś inne powody dlaczego jest to tak robione?