Czuje sie troche winny bo akurat mialem pod reka elektromagnes o udzwigu, no dosc sporym, takim, ze ten moj elektromagnes "przylepiony" do grubej stalowej blachy, recznie byl niemozliwy do odspojenia. Niestety sila przyciagajaca elektromagnes, czy zwykly magnes, gwaltownie maleje z kwadratu odleglosci a moze nawet szybciej. I szacuje, ze statyczne uciecie tego badz co badz dosc twardego materialu jakim jest mosiadz, wymagaloby elektromagnesu o dosc sporych wymiarach. Ale probowalbym zrobic taki mniejszy elektromagnes dzialajacy na zasadzie mlotka; powiedzmy kilogramowy walec wykonany z miekkiej stali, takiej, z jakiej wykonuje sie rdzenie w duzych glosnikach, umiescilbym w nieprzewodzacej tulei, na ktorej nawinalbym z tysiac zwojow drutem fi 0.5 mm zasilanego normalnie z sieci przez mostek prostowniczy z "kondziolkiem". Cewke nalezaloby zalac w jakiejs obudowie epidianem, no bo ona musi przeniesc reakcje sily. Rdzen zawieszony na sprezynie w pozycji zblizonej do krawedzi cewki, bedzie w momencie wlaczenia pradu gwaltownie wciagniety do jej srodka. I ten moment bym wykorzystal do uderzenia w dzwignie gilotynki. Wtedy sila tnaca bedzie pochodzic glownie od energii kinetycznej tego "mlotka" a nie dzialac tylko statycznie. Ktos proponowal naped srubowy; pomysl tez niezly lecz wymagajacy ukladu, ktory po obcieciu wracalby do pozycji wyjsciowej a to sprawe komplikuje no i wymaga pewnego czasu znacznie spowalniajacego dzialanie tej "sieczkarni". PZDR.