Tak mnie naszło żeby sobie wreszcie skompletować zestaw do słuchania muzyki, głównie z komputera, bo typowe głośniczki komputerowe mają taką jakość że się tylko wku...ć można. Ponieważ ma to być w miarę niskobudżetowe :-) postanowałem sam sklecić jakiś wzmacniacz (kolumny się jakieś skombinuje).
Padło na kostki TDA7294 - łatwo dostępne, tanie i chyba w miarę dobre.
Oczywiście trzeba to jakoś zasilić. Chciałbym raczej uniknąć zakupu dużych i drogich transformatorów sieciowych, postanowiłem zrobić zasilacz impulsowy w topologii push-pull (najmniej chyba problematyczna w konstrukcji). I tu pytania:
- Czy zasilacz impulsowy nadaje się do zasilania wzmacniacza audio? Bo na moje pojmowanie to nie ma najmniejszych przeszkód, a nawet jest lepszy od tradycyjnego (częstotliwość kluczowania wielokrotnie przekraczająca akustyczną w porównaniu z 50Hz). Tylko bez audiofilskich bajek o kierunkowych przewodach i złotych bezpiecznikach :-)
- Czy sensowna jest praca zasilacza np. na SG3525 bez stabilizacji? Układ leciałby sobie z wypełnieniem np. 40% i już. Przy zasilaniu "tradycyjnym" (trafo 50Hz) też nie stabilizuje się przecież zasilania końcówek mocy audio. Ostatecznie w dawnych czasach stosowano układ Royera (a zresztą nadal się w niektórych rzeczach stosuje) i zailacze też jakoś działały (działają).
- Czy sensowne jest wykonanie dwóch osobnych zasilaczy, po jednym dla każdego kanału stereo dla zmniejszenia odziaływania jednego kanału na drugi? Tzn. ja to widzę tak - 1szt. SG3525 steruje (oczywiście przez dodatkowe tranzystory, bo SG sam nie wyrobi sterować po dwóch mosfetów z jednego wyjścia) dwoma identycznymi układami po dwa mosfety + trafo
- diody, dławiki, kondensatory itp. W ten sposób mamy dwa zasilacze z jednym kontrolerem.