To ja dorzuce moje - dwa samochody, w (rocznym) volvo nie spalila sie zadna zarowka od trzydziestu paru tysicey km (non-stop na swiatlach), w (dwunastoletniej prawie) lancii nie spalila sie zadna od ponad piecdziesieciu kilku tysiecy (wymienilem kilka podejrzanych zaraz po kupieniu samochodu i tak jezdza non-stop zapalane od dwoch lat). Z jednej strony samochod nowy, z drugiej taki z epoki kamienia lupanego, wiec przynajmniej to nie ma drastycznego wplywu na zarowki.
Druga sprawa pod rozwage: ja jezdze przede wszystkim na trasach powyzej 25 minut bez gaszenia silnika. Kolega, ktory zaopatruje sie w materialy eksploatacyjne (w tym zarowki) w tym samym punkcie, co ja, zmienil juz w tym samym czasie kilka, ale on (wzglednie zona) rano podwozi dzieci do przedszkola, wiec gasi silnik po kilku minutach jazdy, po czym odpala na nowo i jedzie dalej. Jesli moznaby na tym oprzec jakies wnioski, to wyglada na to, ze rzeczywiscie zarowki zyja dluzej, jak maja za kazdym razem po wlaczeniu czas nagrzac sie do temperatury roboczej. Nie wysuwam hipotez, to sa obserwacje, interpretacje pozostawiam Wam ;)