Witam Ostatnio u koleżanki instalowałem oświetlenie w duzym pokoju. Jest to jakiś chiński wynalazek z plastiku. Cztery małe "reflektorki" z mniejszymi żarókami 230V/40W. Budowa tego jest prosta jak cep. Dwa kable do których jest przymocowane po 4 kable do każdej żarówki. Ona ma w suficie 3 kable: mase, włącznik1, włącznik2. Oczywiscie włącznik 2 zabezpieczyłem i pozostawiłem odłączony. Pozostałe kable podłączyłem. I zaświeciło się. Problem w tym, że po jakiś 5 minutach zaczeła żarówka mrugać, brzęczeć i spaliła się. Ok, przypadek. Ale po następnych 5 minutach spłoneła następna w identyczny sposób. Aktualnie spaliły się wszystkie. I tu mam pytanie: czy ja o czymś nie wiem??? Są jakieś żarówki w których polaryzacja odgrywa role? Niby było w instrukcji, jak podłączyć przewód fazowy do jakiego koloru, ale czy to nie tylko dla zachowania standardu? Najprawdopodobniej podłączyłem zgodnie z instrukcją, ale głowy nie dam. Miernika nie miałem, ale poprzednie oświetlenie ponoć działało. Może być taki efekt jak bym połączył dwie fazy ze sobą??? Co mi się nie wydaje, ale już głupi jestem.
Pozdrawiam