Czołem.
Swego czasu pomierzyłem sobie pobór mocy przez różne domowe drobiazgi czynne 24/7 i uzbierało się tego koło 100 watów, co daje kilkadziesiąt złotych na rachunku. Chodzi o różnej maści zegary, zasilacze do telefonów itd. Te ustrojstwa mają zasilacze z maleńkim, wyżyłowanym transformatorkiem który się dosyć mocno grzeje, a sezon grzewczy za nami :> Dla zabawy wziąłem na warsztat zegar z 2" wyświetlaczem LED, który pobierał 4.5 W. Po wymianie transformatora udało mi się zejść z poborem mocy do 1.5 W, a ponieważ transformator *z szuflady*, to współczynnik efekty/koszty ma taką wartość, że chciałbym temat kontynuować. Następny mały prądożerca to mocno nagrzany zasilacz do telefonu, 9-13 W mocy. Zatem, czy stosowanie transformatorów o *większej* mocy a więc mniej obciążonych to właściwa metoda, czy też chińskie trafa mają sprawność
30% ? Zakładam że w tym zasilaczu nie ma liniowego stabilizatora ( obudowa sklejona ). Mam pod ręką trochę ładowarek do komórek, które mógłbym użyć do zasilania drobiazgów, ale chyba ryzykowne jest zostawić chińskie badziewie przy pracy S1. Aby zabawa miała jakikolwiek sens, trzeba użyć elementów z szuflady, a trochę tam jest.