Mikforalówka typu mpm-produkt AfiC czy cos takiego, noname, najprostsza z możliwych (mechaniczne pokrętło czasu, mechaniczne pokrętło mocy, timer napędzany silniczkiem - zero elektroniki. Ciekawe uszkodzenie - mikrofalówka podczas pracy pobiera sensowny prąd (4.5-4.8A przy cosfi 0.89-0.90), a zawartość (np szklanka z wodą) nie jest nagrzewana. Na opcji "gril" żarówki-kwarcówki chodzą ok.
Z poboru prądu domyślam się, że całość po stronie 230v chodzi ok (sprawdziłem stycznik drzwi, przełącznik gril/mikrofala itp - wszystko ok) Nie mam czym zmierzyć w.n. (a w zasadzie nawet nie wiem czy chcę), a oprócz wyjścia z trafa - jest tam tylko duuuży kondensator (ch.wie czy sprawny - ale zwarcia nie ma), wielka (długa) dioda do obudowy (nie przewodzi w żadnym kierunku, ale może to paczka diód jako wysokonapięciowe, i ma napięcie przewodzenia kilka V, a mój multimetr tego nie łyka), oraz jakieś dziadostwo (chyba kondensator+opornik) przez który idzie zasilanie z trafa na ten duży kondensator w.n. No i magnetron. Włączać tego (i mierzyć) w postaci rozebranej - nie zamierzam ;) Czy jest jakikolwiek sens patrzeć w to? W sumie zawsze mogę wywalić, ale musiałbym kupić jakąkolwiek mikrofalówkę "na studenckie mieszkanie", więc może tą bym ożywił.