Czytam sobie archiwalny wątek:
"Wbrew różnym legendom ministra Urbana, niedogrzanemu halogenowi nic z halogenowatości nie pozostaje. Rozgrzany do temperatury zwykłej żarówki będzie świecił tak długo (czy raczej krótko) jak zwykła żarówka, a rozgrzany do sobie właściwej temperatury (ale z chłodną jeszcze bańką) wytrzyma tyle, ile przewoltowana żarówka."
O co tam chodzi z tym całym efektem halogenowym, włókno jak jest niedogrzane szybciej ulega degradacji i w efekcie niższa trwałość? Czyli przy halogenach soft start może w pewnym sensie szkodzić? Jakiś konflikt tu zachodzi? Co się będzie działo z halogenową żarówą jak będziemy ją zasilacz przez konwencjonalny ściemniacz fazowy z triakiem i pędzili np na pół gwizdka? Gdybam, że start w ciągu kilku sekund nie szkodzi, a szkodzi ciągła praca halogena na zaniżonym napięciu. Np zamiast 230V podawane ciągłe napięcie wartości skutecznej 150V ma jakiś już zły wpływ? Mam rozumieć, że halogen wtedy ma dużo mniejszą sprawność i większa część energii na niedogrzanym do znamionowej temperatury żarniku idzie w ciepło, a nie w światło? I spada sprawność lampy halogenowej? Tam jest jakiś efekt "samoregeneracji" żarnika przy znamionowej temperaturze gdy zasilamy znamionowym napięciem? A na zaniżonym napięciu coś tam nie zachodzi jakieś fizykochemiczne reakcje i trwałość żarnika spada przy ciągłej pracy (pomijamy udary rozruchowe)? Szybciej zaczernione szkło się robi czy jak? Coś ala start świetlówki na zimno bez podgrzania skrętek (czyli nieodparowaniu rtęci ze skrętek czy jakoś tak) i szybsza degradacja rury, bo się końce szybko czarne robią, bo rtęcia czy czym tam chlapie po rurze?