Mam taką starą lampucerę zakupioną jeszcze za komuny. Ponad ćwierć wieku temu!! Uruchamia się łajzę dotknięciem palucha na obudowę. Za pierwszym dotknięciem żarówa odpala tak na 1/3 gwizdka, kolejne dotknięcie 2/3 gwizdka, kolejne dotknięcie - full power. Kolejne dotknięcie, lampucera gaśnie.
Powyższy opis dotyczy prawidłowo działającej lampucery. Ponad ćwierć wieku było OK.
No i nagle coś się spie....ło. Lampucera reaguje prawidłowo na dotknięcie z palucha. Czyli uruchamia się, stopnie jasności też są akceptowane po kolejnym przyłożeniu palucha, niby wszystko OK.
Ale... Tak po 2-3 minutach lampucera zaczyna "mrygotać". Tak jakby chciała, a nie mogła.
Rozebrałem łajzę, znaczy się rozkręciłem zaglądam do jej wnętrza. Jest tam w plastykowej skrzyneczce zapakowane PCB z elektroniką.
ŁOŁ!!! Za komuny użyli dimmera z importu!! TT6061A. Aplikacja tutaj:
Krok po kroku zrobiłem "reverse eng" z tej płytki. Zgadza się ze schematem podanym powyżej. Są drobne różnice. W/g pomiarów R6=8M, R4=2M.
No i zamiast C1,C2,C3 są użyte ino 2 kondziory, ale to nie ma nic do rzeczy.
===============
Grzeje się R3 (40K/2W !!). Wystarczy podmuchać na dziada i jest trochę lepiej. Lampucera przestaje mrygotać. Cholera, nie mam w szpargałach 40K/2W.
===============
Czy Waszym zdaniem tutaj jest problem? Sądzę że można dać trochę niższą wartość R3 (<40K). Co o tym sądzicie?