To niech ktoś w końcu wbuduje (nie ma, parę takich układów na czynniki pierwsze rozbierałem temy rencamy do poziomu poszczególnych warstw krzemu) w sterownik żarówki aktywowany szyną CAN układ soft startu...
Efekty tworzenia systemów przez młodych gniewnych którzy z praktyką maja na bakier - a i wiedzę teoretyczna mają z dosyć wąskiej dziedziny...
Nazwa "megalight" sugeruje mi halogen klasy 3400K. Halogeny stacjonarne mają temperaturę barwową rzędu 3200 K. Halogeny do zastosowań klasy "automotive" maja przy napięciu znamionowym (czyli 14.5V a nie 12V jak na trzonku napisali) temperaturę barwową (i odnośną temperaturę włókna ) pomiędzy 3000K a 3100K. Podniesienie temperatury barwowej (i temperatury włókna) w okolice 3400 K radykalnie zwiększa strumień świetlny przy tej samej mocy żarówki - ale także radykalnie zmniejsza jej trwałość, producenci halogenów fotograficznych o temperaturze barwowej 3400K dają gwarancję na sto godzin pracy...
Z ciekawości zapytam -- co jest trudniejsze i bardziej pracochłonne, robienie reverse engineering ze zdejmowaniem poszczególnych warstw krzemu, czy zaprojektowanie dodatkowego układu soft startu?
Philips nawet specjalnie nie ukrywa ze swiatla daja tyle samo. tylko podkresla ze swieca tam gdzie trzeba - trzy dobrane na drodze punkty pomiarowe. Ciekaw jestem jak to osiagneli, bo wlokno tez ma pozycje okreslona norma. Jakies zageszczenie wolframu ?
To ja proponuję takie doświadczenie, może być myślowe. Zwiększyć chłodzenie bańki żarówki halogenowej i zaobserwować wpływ na palenie się włókna wolframowego.
Że jak ktoś chce mieć żarówy całe i zdrowe, to ma zachowywać taką kolejność włączania. Takie było zalecenie (a opis zamieszczony poniżej potwierdza to samo).
Aż ktoś się zapomniał, nie wyłączył silnika i zapalił światła?
Niestety, ale w przypadku halogenów jest odwrotnie. Zbytnie/zbyt mocne chłodzenie = częstsze palenie. Im wyższa temperatura, tym efekt halogenowy mocniejszy i większy odzysk materiału. A różnica temperatury bańki 50 czy 150'C ma nijaki wpływ na ~3000'C żarnika.
Bardzo podoba mi się ten styl dyskusji. Tego mi na co dzień brakuje. W ogóle lubie wszystko, co egzotyczne.
To też mi się podoba. Tak miałem jeszcze we fiacie 125p. Później nie wiedzieć czemu zrezygnowano we wszystkich samochodach z tego wygodnego rozwiązania. Cieszy mnie, że ktoś wrócił do starych sprawdzonych układów.
A jak pstryknie, to zaraz trzeba jechać do serwisu. Teraz jasne. To znaczy ciemne, dlatego trzeba. Dalsze tłumaczenia są zbędne.
Urban legend. Obieg halogenowy kończy się w miarę spadku temperatury nie z powodu braku warunków do redukcji na włóknie tylko z braku rozproszonego wolframu i jego halogenków. Nie wiem, ile dziesięcioleci będzie jeszcze krążyć legenda o niszczeniu żarówek halogenowych zbyt niskim napięciem.
Pan RoMan Mandziejewicz napisał trochę baśni na dobranoc:
Ale przecież w opisanym przypadku właśnie o brak rozproszonego wolframu i jego halogenków chodzi -- jeśli bańka żarówki będzie zbytnio/zbyt mocno chłodzona, to zmetalizują się na niej pary wolframu i z obiegu halogenowego nici. To, że lampa halogenowa nie może mieć wielkiej i chłodnej baniochy tak jak inne żarówy, tylko malutką i gorącą, to nie spisek żydomasoński i nie urban legend, tylko rzeczywistość i szczera prawda.
Żeby zrobić żarówkę halogenową, trzeba (a) przewoltować włókno wolframowe aby miało wyższą temperaturę i jaśniej świeciło, oraz (b) stworzyć w bańce odpowiednie warunki do rzeczonego obiegu halogenowego. Wolfram we włóknie każdej żarówy jednaki, można więc nazad temu halogenu zmniejszyć napięcie zasilające. Będzie wtedy świecić jak zwykła żarówka i zachowywać się jak zwykła żarówka. Czyli wolno bo wolno, ale włókno będzie bezpowrotnie odparowywać. Ale w przeciwieństwie do żarówki z dużą bańką, ten mały kwarcowy pęcherzyk szybko pociemnieje i zacznie tłumić światło. Nie trzeba kilkudziesięciu lat by się o tym przekonać. Każdy sam może zrobić eksperyment trwający najwyżej kilka tygodni. Ja zrobiłem.
Są halogeny o włóknach mocno przewoltowanych, gorących i jasno świecących światłem o wysokiej temperaturze barwowej. One mają krótki czas życia. Im by można życie przedłużyć obniżając napięcie. Ale nik tego nie robi, bo i po co (ostatnio miałem do czynienia z takim jednym -- kosztuje od pyty, ma określony i dość krótki czas życia i trzeba w zeszyciku wpisywać godziny świecenia). Takie domowe halogeny aż tak bardzo przewoltowane nie są. Im producenci deklarują zwykle czas życia dwa-trzy razy dłuższy od innych żarówek. Deklarują może nawet więcej, ale realnie jakoś tak to im wychodzi. Jak obniżymy napięcie, to można spodziewać się powrotu do normy, czyli skrócenie czasu życia. A już na pewno zakończą swój żywot gasnąc powoli i błyszcząc po śmierci światłem odbitym. Nie dana im będzie śmierć godna halogena -- gwałtowna, od nagłego pęknięcia drutu w jasnym szkle.
To pierwsze. Projektowałem układy scalone, rozbierałem układy scalone. Zgadnąć "co poeta miał na myśli" to trochę kłopotliwe zajęcie zwłaszcza jak poetów było parę tuzinów i nie wiem jaki diler takie dobre im sprzedawał (zwłaszcza amerykańskie konstrukcje potrafią wyglądać jak tworzone na kwasie...) Tyle że chyba nikomu na tym softstarcie nie zależy - tak jak nikomu nie zależy na wyprodukowaniu damskich pończoch z Kevlaru czy innego Nomeksu
Do zastosowań w projektorach bywały nawet takie o trwałości 10h - obecnie nieużywane, prościej HID jodometaliczny albo ksenonowy wsadzić, i światła więcej i trwałość sensowna. A kiedyś jodometalików nie było, ksenony stałoprądowe miały rozmiar wiadra i stosowane były tylko w dużych projektorach kinowych...
ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here.
All logos and trade names are the property of their respective owners.