Użytkownik "Kernel Panic" snipped-for-privacy@lol.nope napisał w wiadomości news:k8d6d9$fl0$ snipped-for-privacy@node1.news.atman.pl... [ciach] Ja byłem na obronie pracy doktorskiej na Polibudzie warszawskiej. Facet opracował metodę dokładnego pomiaru dużych odległości pomiędzy wieżami triangulacyjnymi dalmierzem laserowym. Brał pod uwagę siłę wiatru, wilgotność, temperaturę, ciśnienie itp, itd. Wyszła mu dokładność poniżej 1 mm na kilometr. Wtedy wstał jakiś magister i stwierdził: "ale przecież te wieże bujają się na wietrze". Chwilowa konsternacja. Po czym wstał profesor promotor i stwierdził: "To zostało uwzględnione" i zamknął dyskusję. Obronił?
Dokladnie - papier sie liczy i to coraz bardziej. Jest wiele firm (i chodzi mi o branze it/elektronika), ktore maja formalny wymog posiadania min. inz. czy lic.
I taki zdolniacha-samouk nie ma szans sie dostac do xxx a typ po licencjacie wyzszej szkoly wizazu i stylizacji ma przynjamniej jakies szanse :).
Fakt- sam czesto spotykalem sie z takim podejsciem...
Znam kilku dr i przyszlych dr i maja wieksze zarobki. Np.: typ, ktore wlasnie otworzyl przewod na jednej z politechnik na polnocy ma na reke 1900, do tego jakis dodatek za publikacje (ok 1000zl) i 1000zl z jakiegos grantu (badania nad wytrzymaloscia materialow).
Jak sie to zsumuje to 4k (netto) wychodzi a praca fajna (luzne godziny pracy + nie robi po 8h dziennie), no i opowiada o typach z jego katedry.
Nie wiem jak kiedys, ale dzisiaj naprawde warto zostac na uczelni.
Zależy gdzie, generalnie nie warto, chyba, że się nic nie umie w biznesie zrobić. Tych jełopów uczniów/studentów to jak myślicie, uczą wybitni nauczyciele? Niewiele się różnią od wychowanków, może poza wiekiem.
Przebywając kilka lat w środowisku akademickim można:
zgłupieć,
wyleczyć się z kompleksów. Osób wartościowych jest naprawdę niewiele. Przynajmniej w Polsce. K.
Fakt, na uczelni wykładowców można spotkać różnych. Najgorsi pod każdym względem to są goście, którzy żyją tylko uczelnią i są oderwani od rzeczywistości. Ale są też tacy, którzy mają założone własne firmy i mają doświadczenie w tym czego uczą. Przed takimi chylę czoła bo od nich można się czegoś dowiedzieć/nauczyć. Więc nie ma aż tak źle.
Taki samouk idzie wtedy na studia, zalicza je nie aż tak wielkim wysiłkiem a w czasie studiów jako "student informatyki lub kierunku pokrewnego" podłapuje (na początku nie aż tak świetną, ale wystarczającą aby się utzymać) pracę.
Sam napisałeś "Brał pod uwagę siłę wiatru" no to chyba zostało to uwzględnione?
Widzę na przykład jak z mierzenia siły wiatru i przyspieszenia w punktach pomiarowych stosunkowo łatwo uzyskać dane wystarczające do wyznaczenia "zera" pomimo tego, że wiatr dmucha i wieże się bujają... Jaki więc problem widzisz?
Technicznego problemu nie ma, ale to doktorant powinien tak odpowiedzieć a nie promotor chyba, że doktorant nie ma pojęcia co znajduje się w jego pracy. c.b.d.u. :) K.
Z mojego doświadczenia właśnie nie bardzo. Wiedzy i doświadczenia mają ogrom, ale to nie wszystko. Tacy delikwenci siedzą u siebie w firmach i tłuką kasę, na uczelni pojawiają się parę razy na semestr, sensownego wykładu nie przeprowadzą, bo im się nie chce. No i jeden taki otwarcie powiedział - on za dużo nie powie, bo sobie konkurencji szkolił nie będzie.
Inna historia z cyklu "dyplom na wesoło". W latach 80-tych, w znanym warszawskim technikum elektronicznym, dyplomant klasy zaocznej, przedstawił jako pracę dyplomową, zasilacz stabilizowany. Pracę obronił, dyplom otrzymał. Zasilacz został na wyposażeniu szkolnego laboratorium i po pewnym czasie użyty został przy ćwiczeniu polegającym na badaniu tętnień zasilaczy. Ku zdziwieniu, tak prowadzącego ćwiczenie, jak i uczniów, przebieg wyjściowy zasilacza, tętnień nie wykazywał. Zasilacz otworzono, wewnątrz obok zmontowanego, lecz nie podłączonego układu znajdowały się baterie. Nie pamiętam jaki był finał sprawy, czy sprawie łeb ukręcono, czy też dyplom odebrano.
Ja bym nawet powiedział odwrotnie, mało jest osób które studiują np. elektronikę i coś dodatkowo dłubią w tym temacie, tzw. pasjonaci. Spotkałem się nawet z sytuacją że prowadzący dawał coś do zrobienia extra (np. narysowanie płytki), to poszła opinia wśród studentów że zarabia na nich. Sytuacja jest kuriozalna, bo powinni się cieszyć że mogą nauczyć się czegoś praktycznego. Moje doświadczenie jest takie, że raczej 5% to studenci z powołania. Zaznaczam iż nie pracuję na uczelni, po prostu też kiedyś studiowałem.
Dnia Tue, 20 Nov 2012 10:31:58 -0800 (PST), pytajacy napisał(a):
Hm, tak pare lat temu to slyszalem ze sie cieszyli, no moze slyszalem tylko niektorych.
Z powolania do studiowania, czy z powolania do elektroniki ?
Jakis procent to hobbysci. Troche tej elektroniki lizneli zanim na studia trafili. Troche jest po technikach elek* - czesc z zamilowania, czesc juz moze nie, ale przez 5 lat cos im tam do glowy wciskano. Ale reszta ... to nie ich wina ze program nauczania jest jaki jest i czlowiek plynnie odwraca macierze, tylko nie wie po co ..
ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here.
All logos and trade names are the property of their respective owners.