2 października 2015 13:00 Użytkownik "cezar" snipped-for-privacy@tlen.pl.invalid> napisał w news:mulo3k$ehb$ snipped-for-privacy@solani.org ... : : On 02/10/2015 11:51, Adam wrote: : >
: >
: > (...). : > Różne też są typy ogniw, jak choćby LiJon, LiPoly, : > czasem nawet jeszcze NiCD czy zwykłe kwasówki. : >
: > Czym to ładować? : >
:
: : : Zasilacz laboratoryjny.... :
Pomińmy tu "drobny" problem, że on nie ma rozmaitych "funkcjonalności", bardzo przy ładowaniu przydatnych, czyli np. nie będzie "nadzorował" prawidłowo procesu, tudzież kończył go w odpowiednim miejscu. To pewnie wie każdy użytkownik ładowarki "dedykowanej". Ja natomiast chciałbym zwrócić tu szczególną uwagę na "rodzaj prądu" za-podawanego przez taki (najczęściej mocno wypasiony) laboratoryjny zasilacz. Otóż jeśli jest on z założenia uniwersalny (a nie do "celów mocno ograniczonych") to jego konstruktorzy najczęściej stawali na uszach, aby dawał jak "najładniejszy" prąd stały. A jeśli stały, no to "stały jak drut"! Czyli z jak najbardziej prostoliniowym przebiegiem. No są też zasilacze dające najróżniejsze przebiegi, np. schodkowe, czy inne, ale to jeszcze wyższa półka.
Okazuje się, że stałe (jak skała) napięcie nie zawsze jest to korzystne dla ładowanych ogniw! Nie znam się na tych nowszych, ale te dawniejsze, kadmówki, czy Ni-MH'owe lepiej ładować prądem "połówkowym": czyli sieciowa sinusoida powinna zostać obcięta na zerze, i ładowanie miałoby zachodzić "z zauważeniem" jednej tylko połowy w jej przebiegu. Przez 1/50-tą sekundy następuje wtedy ładownie, po czym tyle samo ogniwko ma na "odetchnięcie"... Dzięki temu elektrody pokrywają się bardziej równomiernie.
Jeszcze ciekawsze wymogi ma nietypowy proces ładowania... baterii, czyli ogniw nie będących w zasadzie przewidzianymi do wielokrotnego użycia. Okazuje się, że za pomocą bardzo specyficznego procesu można ładować, ale tylko te alkaliczne. A w dodatku jedynie te niezbyt głęboko rozładowane. Reżim tego procesu polega na dodaniu opornika, przez który płynie prąd... rozładowania! Przez pół cyklu (z 50 Hz) zachodzi ładowanie, a w drugiej połówce - część ładunku jest tracona, bowiem ogniwko rozładowuje się przez ów opornik. Jeśli kto nie chwyta, to podkreślę, że jest to poddawanie ogniwa działaniu prądu zmiennego, asymetrycznego, bowiem prąd ładowania musi być przecież sporo większy od tego rozładowującego, to chyba jasne...
Czemu to ma służyć? Rzecz w tym, że przy ładowaniu prądem "idealnie" stałym - na elektrodach powstają warstwy porowate, ukształtowane bardzo nierówno, w górki i doliny. I gdy tak kontynuujemy ładowanie - to pofałdowane warstwy na przeciwnych elektrodach - coraz bardziej zbliżają się do siebie, aż mogą w końcu się zetknąć. Oczywiście nie należy do tego doprowadzać, bowiem efektem jest po prostu zwarcie.
Natomiast gdy ogniwo jest ładowane w opisany wcześniej sposób, to elektrody pokrywają się *bardzo* równo, bez purchli. I można wtedy na nich zgromadzić o wiele więcej energii, bez obawy o ich uszkodzenie.