W tym przypadku pudełko było zapięte a jednak po spawaniu samochód odjechał na lawecie. Z tego co już wiem od właściciela auta koszt naprawy jest dość spory. Pewnie sprawa oprze się o sąd. Jednocześnie nadmieniam, że nie mam zamiaru podejmować się naprawy tego i pytam z czystej ciekawości.
W razie sprawy sądowej żądaj jednoznacznej opinii eksperta, że to akurat spawanie, a nie przelatująca czarownica, ubiły elektronikę. I gdyby taka się pojawiła, konieczne wrzuć ją na grupę, bo myślę, że wiele osób będzie zainteresowana.
Ja chciałem powiedzieć tyle - tak jak w przypadku CMOS-ów, które kiedyś można było ubić ładunkiem elektrostatycznym ręki, tak w tym przypadku awaria (o ile ona była spowodowana spawaniem) nastąpiła w skutek wyindukowania się napięcia z fali EM produkowanej przez łuk elektryczny.
Na pewno nie wystąpiła z powodu prądów spawalniczych wracający różnymi drogami, bo one popychane są zbyt małym napięciem, które z całą pewnością nie przebije izolacji czujników, kabli, komputerów itp. Chyba że klient już miał zwarcie jakiegoś kabla do masy (np. przez zalanie złączki wodą) i prąd spawalniczy tylko dobił istniejącą usterkę (dlatego mówię o tej jednoznacznej opinii, bo jeśli okazało by się, że auto miało usterkę w momencie wjechania do warsztatu, to wtedy będzie wina właściciela auta).
A powiedz mi jakiej spawarki używasz? Bo np. w przypadku spawarek na prąd zmienny 50Hz lub prostownikowych, gdzie jest tętnienie 100Hz, to łuk elektryczny te 100 razy na sekundę rozpala się, gaśnie, rozpala się, gaśnie, rozpala się, gaśnie itd., za każdym razem emitując w eter potężną dawkę fali EM. Natomiast w przypadku spawarek inwerterowych, pracujących na częstotliwościach wiele kHz, czas pomiędzy jednym a drugim impulsem jest na tyle krótki, że łuk nie zdąży zgasnąć i pali się w zasadzie równomiernie, nie generując tym samym fal EM. To jest dokładnie ten sam mechanizm co w świetlówkach i neonach - te zasilane z przetwornicy nie produkują zakłóceń radiowych w przeciwieństwie do tych zasilanych bezpośrednio z 50Hz.
I napisz jeszcze, jakiej firmy było auto, żebyśmy wiedzieli, czego nie kupować :D
Zostałem tylko poproszony o zajrzenie do auta po uszkodzeniu ale ja się w takie rzeczy nie bawię więc zepchnąłem temat w kierunku od siebie. Chodzi mi raczej o moje samochody, na przyszłość, jeśli kiedyś przyjdzie potrzeba pojechać np do blacharza.
Przy żle ustawionym (za późnym) zapłonie. Ale mocy nie rozwijał, na obroty nie chciał wchodzić - ot, na jałowych do tyłu mógł pokręcić.
Za to klucz dziesiątka, klucz trzynastka, klucz siedemnastka i klucz dwadzieścia cztery plus śrubokręt - i wszystko szło w syrence zrobić. A, jeszcze nasadowa dziewiętnastka do kół!
W dniu 2011-07-03 01:08, "Dariusz K. Ładziak" pisze:
Przede wszystkim dwusuwy mają wolnobieg (sprzęgło jednokierunkowe), bo w dwusuwach nie można hamować silnikiem. Więc odpalony do tyłu nie mógłby przenosić momentu na koła.
Chciałbym też zwrócić uwagę, że rozrusznik ma uzwojenia na stojanie i wirniku, więc nie wymusi się lewych obrotów rozrusznika przez zmianę biegunowości od strony akumulatora.
A widzisz jakis problem ? Ekspert stwierdzi faktyczne uszkodzenia (gorzej jesli "caly komputer nie dziala"), auto do spawacza dojechalo, ale juz nie wyjechalo.
Zartujesz. W praktyce jedyne grozne fale EM spotyka sie w kuchence mikrofalowej. A nawet jesli - spawacz winny.
Te czujniki jednym koncem do "masy" podlaczone.
Musisz miec chyba wujka papuge z doswiadczeniem, skoro jestes taki pewny. Tylko co bedzie jak tafi na innego papuge ? A wiem - kolego, ten ma nowe BMW, tamten warsztat, mozemy sie 10 lat procesowac :-)
A w tym zwiazku przyczynowo-skutkowym jest jeszcze jeden czynnik - klient zapewne nie oddal auta do spawacza w celu przyspawania sobie czegos. Oddal do "mechanika" w celu naprawy. A fachowiec przed uzyciem sprawarki powinien sprawdzic czy kable nie sa zwarte itp. Choc tu oczywiscie tez sie mozna dlugo sadzic.
elektronika we wszytkich podobna i coraz bardziej rozbudowana.
Za to wolnobieżne diesle montowane w traktorach-samoróbkach, takie co to potrafiły robić jeden obrót w kilka sekund, mogły się zakręcić w drugą stronę. I to w czasie normalnej pracy. Wystarczyło nieumiejętnie dać takiemu w palnik, a wtedy -- w dosłownym sensie -- odbijała mu szajba. Silnik kręcił w drugą stronę, a wehikuł jechał do tyłu. Nie było dobrze zbyt blisko stawać za takimi samochodem.
W dniu 2011-07-03 14:52, Jarosław Sokołowski pisze:
Wolnobieżne diesle okrętowe też są nawrotne. W przypadku czterosuwów jest o tyle sztuka zrobić taki silnik, że rozrząd musi zawsze obracać się w tą samą stronę. W przeciwnym przypadku silnik będzie zasysał powietrze przez rurę wydechową, a spaliny wyrzucał do filtra.
Z tymi potworami morskimi jest tak, że większą sztuką by było zrobienie przekładni odwracającej kierunek obrotów głównego wału, niż zmiana faz rozrządu.
Do 5000 KM praktycznie tylko 4-suwy i to jak najbardziej nawrotne, chociaż w młodszych statkach modna stała się śruba z nastawą kąta łopatek. Tam jazdę wstecz uzyskuje się przez ustawienie łopatek na ujemny kąt.
A może spawacz właśnie odpiął klemy i rozkodował immo ? Jakie auto model rok itp. W końcu system użył może właściwego mu zabezpieczenia ?? to już jeżdżące komputery z własną siecią eternetową zwana CAN M
Jakby miały tak na amen wolnobieg to nie dawały by się odpalać na pych. Trabant maił wolnobieg tylko na czwórce, skarpeta na wszystkich biegach ale pod deska rozdzielczą miała taka magiczną dźwignię do blokady wolnobiegu...
Ale przez rozruch na pych na wstecznym to już owszem - jak pisałem, mocy miał nie będzie bo zapłon głupio wypadnie ale trochę pokręcić może.
ElectronDepot website is not affiliated with any of the manufacturers or service providers discussed here.
All logos and trade names are the property of their respective owners.